Poznań był pierwszym miastem, które się zbuntowało. 11 lat po wojnie w Poznaniu wciąż były widoczne rany po zniszczeniach wojennych i choć tempo odbudowy było dość szybkie, to nie szły za tym równie szybkie inwestycje chociażby w budownictwo mieszkaniowe. Wybudowano osiedle przy ulicach Jarochowskiego, Chociszewskiego, trwała budowa osiedla na Dębcu, ale w skali kraju Poznań był daleko w tyle, jeżeli chodzi o nakłady inwestycyjne. Międzynarodowe Targi Poznańskie pokazywały inny, bogatszy świat, towary, których m.in. na poznańskich półkach brakowało. 28 czerwca 1956 r. było ciepło, w tym dniu poświęcono odbudowaną Katedrę Poznańską… O godzinie 3 nad ranem w zajezdni MPK przy ulicy Gajowej znaleziono kartkę informującą o strajku…
W Poznaniu skupiła się jak w soczewce cała patologia ówczesnego systemu gospodarczego i ta bańka pękła w dniu 28 czerwca 1956 r., kiedy robotnicy wyszli na ulice, niosąc hasła jak najbardziej ekonomiczne. Oczywiście Poznański Czerwiec zaskoczył i zszokował elity władzy. Był to pierwszy i jedyny w Polsce Ludowej protest o takiej sile, skali, gwałtowności przebiegu i o największej liczbie ofiar śmiertelnych. Mogło to się wydarzyć wszędzie, ale to właśnie Poznań był pierwszy i takie – tragiczne bądź co bądź – ma miejsce w historii.
Wydarzenia z czerwca 1956 r. w Poznaniu miały podłoże czysto ekonomiczne, socjalne i taki charakter miała większość z haseł. Pojawiły się na transparentach treści polityczne, ale dopiero w późniejszym etapie i nie zawierały treści takich jak na wiecach październikowych 1956 r. – poznańscy robotnicy nie skandowali haseł progomułkowskich, nie żądali zmian systemowych, tylko „chleba dla swoich dzieci”. Do Poznania skierowano dwie dywizje pancerne i dwie dywizje piechoty, ale to nie znaczy, że ta wielka masa wojska – niewspółmierna oczywiście do skali zajść – szarżowała po ulicach Poznania.