Uczniowie poszli i uczynili, jak im Jezus polecił. Przyprowadzili oślicę i źrebię i położyli na nie swe płaszcze, a On usiadł na nich. A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze. A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach!
Gdy wjechał do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto, i pytano: «Kto to jest? A tłumy odpowiadały: «To jest prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei».
Rozpoczęliśmy ostatni tydzień Jego życia, ostatnie chwile, ostatnie momenty.
Jakie to przedziwne, że dzisiaj ten sam tłum z niewypowiedzianą euforią krzyczy „hosanna”, jaki on jest podniecony, uradowany, widząc nadjeżdżającego Chrystusa. A minie niespełna tydzień, niespełna kilka dni i zamiast „hosanna” będzie „ukrzyżuj Go”. Jaki dziwny i niestały jest człowiek; dzisiaj błogosławi, a jutro przeklina, dzisiaj się z ciebie cieszy, a jutro już tobą gardzi.
A Jezus milczy, wie dobrze, że ten sam tłum niebawem radykalnie zmieni swe zadanie, swą opinię, swe upodobania i preferencje. Milczy, bo jest cichy i pokorny.