«Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się»”.
Nie ma chyba nikogo, kto by nie znał tej przypowieści. Przypowieści o dwóch synach, z których jeden opuścił dom, a drugi nie chciał do niego wejść. Jednemu zabrakło wiary, a drugiemu pokory.
Właściwie w każdym z nas można odkryć albo młodszego syna, albo starszego. Są momenty w naszym życiu, kiedy brakuje nam wiary lub pokory. Ciekawe co jest gorsze?
Ale ta Ewangelia nie jest wcale o synach, ale o Ojcu, który jest zupełnie inny, który kieruje się zupełnie innymi wartościami. On nie patrzy, kto co zrobił albo co nie zrobił. On po prostu kocha swych synów, swoje dzieci za to, że są.
Bóg jest miłością, może nieco wyświechtane słowo, ale przez to cały czas nie zrozumiałe przez nas.
Bóg nie potrafi nie kochać, na szczęście.
Tak to prawda, Ewangelia jest cały czas przed nami, Ona ciągle otwiera nam podwoje tego, co jeszcze nie zostało przez nas odkryte. Bóg wymyka się naszym myśleniom, naszemu pojmowaniu. Czasami jest nielogiczny, ale nielogiczny według naszych reguł i naszych dróg. Ale Jego drogi nie są…