Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i upadając Mu do nóg o coś Go prosiła. On ją zapytał: „Czego pragniesz?” Rzekła Mu: „Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. Odpowiadając Jezus rzekł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?” Odpowiedzieli Mu: „Możemy”.
To, czego pragną nasi rodzice, to szczęście, abyśmy byli kimś. I to jest normalne, naturalne. Tak też zachowuje się dzisiaj matka synów Zebedeusza.
Jednak ich dłonie kiedyś się skończą, zostaniemy sami, dlatego też wielkim kalectwem, niezaradnością jest fakt trwania i żerowania na ich dobroci, albowiem opuści dom ojca swego i matki swojej…
Sedno tego fragmentu jest jednak gdzieś indziej: Nie wiecie, o co prosicie. Często prosimy Boga o to i tamto; pragniemy tego i owego, ale czy rzeczywiście jest to nam potrzebne, czy rzeczywiście nasze zachcianki, fanaberie, fochy nie są stawianie na pierwszym miejscu. Dla człowieka wierzącego ważne być winno nie to, czego sam chce, ale to, czego pragnie ode mnie Bóg. Bóg ma tyle, ile daje.
Nie jest dobrze, kiedy jest za dobrze. Czasami potrzeba tak niewiele, aby mieć wiele.