A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: „Gdzieście go położyli?” Odpowiedzieli Mu: „Panie, chodź i zobacz”. Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: „Oto jak go miłował!” Niektórzy z nich powiedzieli: „Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?” A Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu.
Śmierć jest tym momentem, tą chwilą, kiedy jesteśmy zupełnie sami. Kończą się ręce przyjaciół, znajomych, jesteśmy zupełnie osamotnieni. Jednocześnie jesteśmy również zupełnie bezradni i bezbronni, niemalże wszystko, co teraz ma miejsce, jest poza naszym zasięgiem. W śmierci człowiek traci wszystkie swoje ludzkie możliwości, nie ma już nic na co mógłby liczyć, na czym mógłby się jeszcze oprzeć. W śmierci może liczyć tylko wyłącznie na Boga, bowiem nikt naprawdę nie może być sobą bez Boga. Trzeba umrzeć by być sobą, ale kto już umarł, sam już nie może być, bowiem jest to tylko dlatego, że nigdy nie był sam i nie jest sam. Skoro istnieje Bóg, śmierć staje się inna.
W chwili śmierci pozostajemy my i Bóg. My z wyborem, On z akceptacją.
Śmierć jest bezbożna, jest poza Bogiem, ale jednocześnie w Jego dyspozycji. Śmierć jest skandalem, na którą nie ma Bożej rekomendacji, jednak ona jest. I to, że ona jest, przypomina m.in. Wielki Post.