„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w łonie moim. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.
Piękne jest to, że Maryja pierwsza poszła, pierwsza weszła. Nie czekała, aż jej się ukłonią, aż ją pozdrowią, chociaż w pełni na to zasługiwała. Prześcigajmy się w miłości, uczmy się tej postawy, że więcej radości jest w dawaniu, aniżeli w braniu. Bądźmy w pierwsi w okazywaniu dobrych gestów, dobrych słów i szacunku naszym bliźnim.
Ale Maryja poszła jeszcze po coś? Otrzymała Ona znak od Boga, „oto również krewna Twoja jest w ciąży, ta która uchodzi za niepłodną. U Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Poszła Ona, aby ten znak uszanować, aby w ten sposób oddać cześć samemu Bogu.